piątek, 13 listopada 2009

Dobro powraca


Dobro powraca

I wierze w to. Choćby dziś przemiły gest obcej osoby, która podarowała nam darmowe wejściówki na nowo otwarte lodowisko. Już szykowałam słowa pocieszenia dla moich rozczarowanych córek, kiedy odmówiono nam wstępu ze względu na brak rezerwacji, a tu proszę – miła niespodzianka i godzinne zadowolenie dzieci (moje przerażenie – ostatnio łyżwy miałam na sobie w drugiej klasie podstawówki ! Jak widzicie nie tylko jestem atechniczna ale i asportowa)
Ja sama miesiąc temu przekazałam 20 zł kupon zniżkowy pewnej sieci odzieżowej nieznajomej w sklepie – była w szoku. Niestety, bo właśnie szok i niedowierzanie wywołują u nas przyjazne i niezobowiązujące gesty. Przekazuje odzież po dzieciach koleżankom i innym w potrzebie i sama dostaję wiele od innych. Pomagam i mnie pomagają. Dobro powraca – uwielbiam tego chłopca z reklamy społecznej kiedy wypowiada te słowa. Bądźmy dobrzy.
Załączam moje ukochane zdjęcie sprzed roku, jest na nim cała moja rodzina nieświadoma, że jest fotografowana, dla mnie jest niesamowite.

2 komentarze:

Ita pisze...

Ha ,wreszcie się udało, dobrze ,że dałaś znać ,że działasz blogowo.
Miłe gesty zawsze poprawiają samopoczucie.
Pozdrawiam.

Dag-eSz pisze...

No tak :) takie miłe gesty są w życiu potrzebne :)
Ja miałam taką historię jak pojechałam do Norwegii pierwszy raz. Z Polski busem do Oslo. Dalej miałam jechać pociągiem, który był już opłacony z miejscówką. Spóźniliśmy się przez korki. Miałam przy sobie tylko 200 koron - wtedy z 80zł, bilet do mego małżonka kosztował ponad 600 koron :(
Trzeba było widzieć rozpacz na mojej twarzy!!! Nawet kierowca busa mi nie zaproponował, że mi pożyczy a potem mu oddam :( nikt... Łzy w moich oczach. Mężu musiałby po mnie jechać samochodem z 5-6 godzin, wtedy zima, śniegi kilkunastocentymetrowe... I pewien pan - Polak mieszkający już w Oslo od kilku laty - przyjechał po jakiegoś chłopaka co z nami jechał do pracy - bez niczego dał mi 200 koron na bilet, bym mogła dojechać do połowy drogi chociaż ;) bo tato już w samochód z mężem wsiedli i gotowi byli po biedną sierotkę jechać te 5-6 godzin ;)
Ów pan nie chciał żadnych zwrotów, zaprowadził mnie do kasy biletowej i zniknął wśród tłumu ludzi...
Są dobrzy ludzie na świecie, ale chcąc od innych je otrzymywać musimy też się z innymi nim dzielić co ostatnio tłumaczyłam w ciężkiej rozmowie gospodyni ostatniej imieninowej imprezy...
Pozdrawiam :)